W projektach webowych klienci wymagają jeszcze..

JEŚLI PONIŻSZYCH NIE ZNAJDZIEMY W WYTYCZNYCH TO WARTO O NICH POROZMAWIAĆ NIM PRZYSTĄPIMY DO PRAC. Prezentuję kilka. Może Wam uda się dopisać coś jeszcze?

1. Tworzenia mapek dojazdowych

Mapki dojazdowe są teoretycznie elementem contentu strony i ciężko na nie patrzeć jako na składową zleconego webdesignu. Z drugiej strony na to patrząc, dobrze jeśli współgra ona kolorystycznie i stylistycznie z grafiką strony internetowej.

Problem tkwi raczej w tym, że rzadko uwzględnia się zaprojektowanie takiej mapki w briefie, więc nie jest też wliczona w cenę wykonania projektu. W innym wypadku ciężko by się było czepiać.

Inna sprawa. Bazowanie na planach ogólnie dostępnych, wklejanie mapek stanowiących czyjąś własność, bez pozwolenia jest bezprawne. Należy mieć to na uwadze i wspomnieć o tym klientom, bo oni o tym nie wiedzą.

Jeszcze inna sprawa. Rozsądnie jest korzystać z map Google. Są one dużo bardziej praktyczne, bo „żywe”. Może i nie prezentują się one świetnie na wybujałej kolorystyce tła ston www. Trzeba jednak mieć na uwadze to, że wyrysowana mapka fragmentaryczna, niewiele musi mówić ludziom mieszkającym już 15 ulic dalej.

Dlatego przed rozpoczęciem współpracy wypada pamiętać o tym, żeby zagadnąć o tym czy klient nie chce takiej mapki i wkalkulować ją w cenę projektu. Potem jest to zrobić znacznie ciężej.

2. Tworzenia plików .pdf

Wiele firm udostępnia swoim klientom rysunki techniczne, instrukcje, specyfikacje dotyczące produktów. Takie zadania, ekstra też próbuje wciskać się projektantom, w głębokiej fazie projektu, oczywiście o pieniądzach nie mówiąc ani słowa.

Gdyby to zadanie opierało się na wciśnięciu ikonki „Eksportuj jako PDF”, to rzecz jasna nikt by z projektantów jeleni nie zrobił. Zazwyczaj teksty wymagają sformatowania i poprawienia błędów, ukwiecenia fotografiami, znakami towarowymi i elementami graficznymi o jakich traktują następne punkty.

Dlatego przed podjęciem współpracy należy pamiętać i o zadaniu zapytania o nie. Praca nad dokumentami też potrafi być pracochłonna.

3. Tworzenia wykresów

Ładne wykresy, grafiki, krzywe, infografiki. Zapotrzebowanie na nie też zgłaszają klienci. Szczególnie jak podpatrzą w internecie przepięknie prezentujące się od strony walorów graficznych dane pokazane w ten sposób.

Jako, że znowuż są to elementy uzupełniające materiały tekstowe strony, które w większości przypadków dostajemy na ostatnią minutę, to i wieść o ich zapotrzebowaniu klienci zwykli zgłaszać właśnie wtedy, kiedy my już myślimy o tym, żeby się rozliczyć.

Nie trudno się domyślić, jakie uczucia towarzyszą wtedy projektantom. Raz, że zlecenie rozwlecze się na kilka kolejnych dni. Dwa, że zleceniodawca będzie próbował odłożyć nam zapłatę za wykonane dzieło (stronę www) do czasu sporządzenia wykresów. Przecież nie zapłaci, bo daje nam to prawo do odwrócenia się plecami i nas przy sobie nie zatrzyma na siłę, nawet na mocy umowy, którą wypełniliśmy.

4. Odtwarzania znaków jakości, certyfikatów, laurów itp.

Jedna z największych bzdur! Bawienie się w odwzorowywanie znaków jakości ISO z dokumentów firmowych, tudzież innych znaków, pieczęci, nie jest zgodna z prawem.

Tyle tylko, że klienci upierają się by mieć takie trofea na stronie, gdzieś z boczku, na widoczku. Ruszamy na poszukiwania i szlag czasem może trafić, bo jak są to mikroskopijne, perfidnie skompresowane, skutkiem czego, wnioskujemy, że bez plików wektorowych możemy tylko zepsuć widoczne efekty pracy nad stroną.

A klient? Oczywiście, puścić nie chce, płacić nie chce, bo bez tego nie da rady, bo to musi być!

Czemu niektórzy nie udostępniają plików tego typu w jakości do druku? Czasem sam tego nie rozumiem, czasem odpowiedź jest prosta – żeby z nimi nie kombinować.

Podsumowanie

Klienci nie rozumieją wielu rzeczy. Wstyd ich zalewa i robią się malutcy, jeśli poprosi się ich o telefon do producenta towaru jakim on handluje i zapytanie o możliwość dostarczenia zdjęć produktowych na potrzeby stron. Nie rozumieją tego, że pobieranie ich ze stron konkurencji jest kradzieżą. Jeśli już zapominają języka w gębie, przed prężniejszymi biznesowo od nich, to nie chcą zapłacić za wykonanie zdjęć albo targną się za wykonywanie ich własną małpką i jest… tragedia.

Podobnie jest ze znakami. W czyim to jest interesie? W interesie projektanta, który takich certyfikatów, laurów i znaków jakości nie ma w dorobku?

Drobnostki, bo drobnostki (teoretycznie). Tylko, za jakie grzechy? W samym projektowaniu po drodze nie brakuje schodów, dylematów, niespodzianek. Potem, kiedy chcemy uwolnić głowę i myślimy już o przyszłości, pojawiają się któreś z powyższych, by chociaż na chwilę nas jeszcze zatrzymać.

Czasem bywają one wynikiem strachliwości klientów. No, bo tak. Skąpią oni jak mogą. Nasza rola się kończy. Jeśli nie gwarantujemy supportu, zostają oni z produktem sami. W akcie desperacji doszukują się więc zajęć dodatkowych, mających nas zatrzymać, bez głębszego sensu i szans na wieczne przeciąganie tego okresu. Okresu, który ma chyba za zadanie pozwolić zleceniodawcy oswoić się z myślą, że oto teraz będzie już musiał o własnych nogach zacząć chadzać.

About the author