Plastuś i Pinokio, czyli wytyczne

Wytyczne przyszły, zachowawcze, mało oryginalne, na zdartych jak patefonowa płyta patentach. Grafik dostał pieniek, który ma ociosać i laskę plasteliny, którą ma zagnieść.

Podobizny stworzył i zamiast odetchnąć zaczął się zamartwiać. Co to będzie? Co stanie się ze znakami szczególnymi figurek, które zrobił, które stanowią o sensie ich istnienia? Gotów jest założyć się o wszystko, że to właśnie cech charakterystycznych będą się czepiać.

Przychodzą pierwsze sugestie. Jest tak jak przewidywał. Postanawia, więc skarcić zleceniodawców, coś im uzmysłowić. Naturalne uszy Plastusia (radary) są za wielkie, te troszkę mniejsze (fuks od losu) to jeszcze nie to, te malutkie też nie pasują. Co począć? Tworzy kontrast, lewe ucho przeszczepia postaci od słonia, a prawe od myszy szarej. Projekt wrzuca w załącznik i pisze list o następującej treści:

Zgodnie z umową posyłam Plastusia. Przyznaję, jest chwiejny na nogach. Ręczę za to głową, że chłopak nie wypił ani grama alkoholu. Znosi go na lewo, stara się równać do prawej i pada na pysk. To wina proporcji. Powtarzam, niczego nie pił.

Nie jest to żadną tajemnicą, że przedmiotem ciągłych marudzeń w przypadku Pinokia jest nosek. Stwórca (odtwórca) nanosi poprawki, loguje się na konto pocztowe, dodaje projekt i pisze:

Zgodnie z Państwa cennymi uwagami wysyłam Pinokia w wersji bez nosa. Został mu odstrzelony na wojnie w Wietnamie. Proszę mu podać morfinę. On płacze. Boli go, nie kłamie, on nie ma jak kłamać, nie ma czym.

Następuje cisza w słuchawce, pauza w wymianie bogatej korespondencji. Grafik myśli, że przegiął, że uraził i spisuje zlecenia na straty. Lipa.

Niespodzianka! Oni tam debatowali, walczyli, rozważali, uwzględniali i wypracowali kompromisy. Hurra! Plastuś przestał chlać, a Pinokio będzie mógł kłamać.

Wraz z odzewem przychodzą kolejne, kosmetyczne poprawki i podejrzenie o to, że wykonawca się nie przyłożył i nie spiłował figurce Pinokia paznokci u nóg zdzierakiem, nim mu na nie trzewiki nałożył. Pinokio podczas prezentacji tak fikał, że prezesowi wąsiska zgolił z precyzją nie gorszą od maszynki z trymerem.

Grafik przełknął wypunktowane listy poprawek, wykonał, projekty zatwierdzono, pozostało czekanie na przelew.

Domofon zadzwonił, kiedy głowę pod kranem trzymał. Podszedł, odebrał i usłyszał „Otwieraj! To my! Pinokio i Plastuś”. Drzwi windy buchnęły na jego piętrze, próg jego mieszkania przestąpili: sobowtór Brada Pitta i wykapany David Beckham.

– Coś taki nadęty? Znajomych nie poznajesz?
– Sorry chłopaki. Przepraszam, tak wyszło. Walczyłem o Was. Wybaczcie mi, proszę. To wszystko zaszło za daleko, przyznaję…
– Coś ty nam najlepszego zrobił brutalu?! Ściągaj pingle…
– Nie noszę. Panowie, zrozumcie mnie, to wytyczne co ewoluowały w trakcie…

About the author