Lepiej posłać raport niż być oczernianym

Jednym z elementów prowadzenia udanej współpracy jest  zapobieganie poleganiu na domysłach. Poleganie na domysłach we współpracy z klientem działa źle dla każdej ze stron i w większości sytuacji. Źle jest kiedy klient w wyobraźni snuje wizje projektu przerastające możliwości i najśmielsze oczekiwania. Źle jest kiedy snuje czarne scenariusze wobec naszej osoby. Nie dotyczy to tylko wizji klienta wobec projektu i nas samych, ale i naszego postrzegania klienta i samego projektu.

Styl pracy preferowany przez freelancera

Każdy freelancer, który chce przetrwać na rynku musi posiadać wewnętrzny „przywoływacz” do porządku. W zasadzie, jeśli otrzymał on kompletne wytyczne, skutkiem czego nie ma więcej pytań, jeśli dysponuje niezbędnymi materiałami umożliwiającymi mu przystąpienie do działań, może zakasać rękawy, zamknąć się na cztery spusty w swoim warsztacie pracy i odezwać się do klienta, w uzgodnionym terminie, by zdać gotową wersję dzieła.

Kiedy raport przesadnie pachnie absurdem?

Jeśli termin realizacji jest krótki, chodzi o rzecz niewielką, na której wykonanie mamy parę dni, to uwaga o ich szybkim przemknięciu ma prawo umknąć i klientowi i nam samym. Każdy jest skupiony na sprawach bieżących i nie ma prawa do niepokoju, domysłów typu „czemu zawdzięczam to milczenie?”.

Kiedy raportowanie postępu prac daje korzyści?

Zupełnie inaczej jest kiedy projekt graficzny mamy zdać za dwa tygodnie, po czym przejdziemy do realizacji dalszych zadań. W tej sytuacji nasze milczenie, będzie najpewniej źle odebrane przez klienta. Co więcej, jeśli klient nie skontaktuje się z nami, to i my poczujemy się zaniepokojeni, chociażby tym, czy czasem się nie rozmyślił.

Jak raportować?

Dlatego, do spraw papierkowych, do wglądu klienta warto dorzucić nasz plan wykonywania działań, z podziałem na poszczególne etapy, wraz z przybliżonym czasem jaki poświęcimy na ich realizację.

Chociaż nie wiem jak może nam się wydawać to zbytecznym marnotrawieniem czasu, to warto poświecić się i co 2-3 dni podesłać klientowi maila z informacją o tym, że prace postępują zgodnie z planem i projekt zostanie wysłany na czas. Aby nie być gołosłownym, w przypadku podejrzliwości klientów, można się też pokusić o wysłanie mu skrawków prac. Wiadomo, że w takiej sytuacji pojawia się ryzyko, że klient źle projekt odbierze, od razu będzie prosił o modyfikacje, dlatego należy rozważyć ryzyko takich praktyk i dostosować działania do wymogów konkretnej sytuacji.

Raportowanie postępów z korzyścią dla projektanta

Zauważmy jednak, że jeśli raportujemy postępy prac i pozostają one bez odpowiedzi, to po paru dniach myślenia o tym, że klient nie ma czasu na odzew, wciąż wierzy nam na słowo i wstrzymuje się cierpliwie do czasu przedstawienia prac, wyrośnie w nas niepokój o to, czy czasem nie pracujemy na darmo, czy czasem klient się nam nie rozmyślił. I…

Szukamy pretekstu do tego, by wykonać telefon kontrolny. To samo czynią klienci. Jest to wzajemne badanie się, sprawdzanie, przez to, że prace odbywają się na odległość i nie mamy możliwości patrzeć sobie na ręce.

Cisza w słuchawce, milczenie mailowe i gromy

Cisza w słuchawce, pustka na skrzynce pocztowej wypełnia człowieka niepokojem. I tak klient na podstawie błędnie wyciągniętych wniosków, w przypadku braku ciągłego kontaktu potrafi zadzwonić, naskoczyć na nas, nakrzyczeć. Nie mając ku temu  podstaw. Bazując na domysłach, burzliwych filmach jakie wyświetla sobie w głowie. To wszystko rozbija się o ten idiotyczny telefon, telefon bez większego sensu, bez specjalnych podstaw i potrzeb, wszystko rozbija się o to „hallo, dzień dobry, pracuję, jest świetnie, wkrótce przedstawię efekty”.

Sam nie lubię telefonów „pustych”, dla zasady, byleby się odezwać. Z dwojga złego lepsze jednak to, wyrzucenie kilku złotych na głupie rozmowy niż bycie obwinianym, atakowanym, z tym mocniejszą niesłusznością i większą przykrością im ciężej, sumienniej i uczciwiej pracujemy, po cichutku, w kąciku. Życie.

To co? Jak to było w sławnym skeczu kabaretowym, trzeba się klientowi przypomnieć tymi słowy „cały czas do przodu” niczym J. Krzynówek.

About the author