Kiedy klient mówi pas?

Kiedy klienci rezygnują? Kiedy oczekują na właściwy moment, by się rozejść bez żalu z naszej strony? Jakie są wasze doświadczenia ze współpracy niezakończonej zadźwięczeniem dzieła?

1. Kiedy mówimy zdecydowane „nie”

Niezgoda rujnuje. Niemniej jednak nie na wszystko możemy sobie pozwolić. Nie możemy przystać na wykonywanie zadań nie związanych ze zleceniem. Nie opłaca nam się robić trzeciej poprawki, która kompletnie zmienia kierunek projektu. Wiele jest przykładów sytuacji, w których możemy powiedzieć „kategoryczne nie”. A klient zmiennym bywa, przebierać lubi i marudzić, i nie chce ponosić konsekwencji swoich fochów. Klient musi się czuć pieszczony, w końcu ma zapłacić, więc sprzeciwu i okazywania mu postawy oziębłej nie znosi.

Wspomniałem o tym, że ma zapłacić. Jeszcze nie zapłacił. I już nie zapłaci.

2. Kiedy okazujemy mu, że jesteśmy o wiele mądrzejsi

On zleca, on szefuje, on wymaga, chce, musi mieć, to co chce, tak jak chce, bo płaci. Jeśli skutecznie stłamsimy jego entuzjazm, przekonania, zapał, to on odejdzie. Szef nie lubi być głupszy. Nikt nie lubi. Ktoś jednak musi. Niestety.

3. Kiedy wszystko musi nam się kalkulować co do złotówki i co do minuty

Klient lubi pospieszać, wybrzydzać i naciskać na uprzywilejowane traktowanie cenowe. Gorzej, jeśli to my nie damy mu się rozbrykać, kiedy to my mamy flow, kiedy to my narzucimy rytm i za każdą poprawkę, za każdą zwłokę, zaczniemy liczyć złotówki, skrupulatnie, chłodno. Wtedy nie musi, ale może stać się płochliwy, a sama relacja stanie się nerwowa.

4. Kiedy my zawalimy

Oczywista oczywistość. Każdemu się zdarza. I wcale nie musi być to wynikiem lenistwa, niedopatrzeń, błędów. Starczy być freelancerem, zachorować i nie mieć zastępcy. Nie wszyscy są wyrozumiali i ludzcy.

5. Kiedy zgłosił zapotrzebowanie bez zamysłu, przekonania, od niechcenia

I tak się czasem zdarza. Zlecił coś, bo w sumie to musiał, chociaż wcale mu się to nie uśmiechało. I projektant i klient tak sobie w tym potem tkwią, grzęzną, nie mogą złapać wspólnego języka, wypracować kompromisu. Rzecz się rozwleka do momentu aż stronom na rękę jest się rozejść. I się rozchodzą. Wszystko rozpływa się w powietrzu. Naturalnie przez fatalnie. Bo okazało się, że to takie koszty, tyle zachodu i zobowiązań.

6. Kiedy zasypiemy klienta, poplecznicy natłoczą mu rozbieżnych myśli a konkurencja nas życzliwie obsmaruje

Mieszanka wybuchowa. Projektanci płodzą ponad stan, grono doradcze wprowadza chaos i mnogość opinii, konkurencja stara się nam podciąć skrzydła, my staramy się ułożyć myśli klienta i przeciągnąć go w stronę światła i promyka nadziei, aż wszyscy mają tego dość i padają z wyczerpania, przez ten mętlik, przez ferment.

7. Kiedy klient chciał nas wysiudać, wyprztykał się z pomysłów i kwiczy

Wśród projektantów są oszuści, wśród przedsiębiorców są oszuści, oszuści są wśród nas. Co tu dużo gadać. Niektórzy ludzie kpią sobie z życia, z ludzi, z prawa. Coś im się pod kopułkami pomieszało. Kłopot pojawia się wtedy, kiedy ofiara upatrzona na popychla okaże się rywalem nie do przejścia. Wtedy trzeba się ewakuować, złożyć broń, zrezygnować nim powietrze z nadmuchanego głupotami ego ujdzie do cna i pozostanie flak.

About the author