Freelancer i rozmowy nie na telefon

Sprawy nie na telefon okazują się często tanimi zagrywkami egoistów, którzy nie szanują czasu innych ludzi i starają się zrobić wszystko, aby nie doszło do odmów w sprawie rzekomo pilnych i koniecznych spotkań.

I. Wywołanie wrażenia powagi sytuacji

Halo. Panie Adamie. Pilne! Sprawa nie na telefon. Proszę się stawić, najlepiej już” /BEZ ODBIORU/.

Człowiek nie zdąży nawet wymamrotać „o co chodzi„, „teraz nie mogę„, a już mu się słuchawką rzuca, żeby usidlić. Nie chodzi o wykręcanie się, lamerkę, uciekanie od obowiązków, odpowiedzialności. Wypada jednak dać dojść do słowa, powiedzieć o co chodzi, uzgodnić termin i godzinę jaka odpowiada obu stronom, a nie w tempie karabinu maszynowego wystrzelić zdanie i urwać rozmowę.

Co wtedy robiłem?

Oddzwaniałem, pytałem o co chodzi (najczęściej dalej pozostawało to tajemnicą), przechodziłem więc dalej i uzgadniałem godzinę, termin. Tak było, jeśli delikwent telefon odebrał. Jeśli tego nie zrobił pisałem smsa, ale to przynosiło jeszcze gorsze skutki niż zatelefonowanie.

Słowem, ani w jednym, ani w drugim przypadku nie skutkowało moje „Panie, bądźmy poważni, albo mi pan mówisz o co chodzi, albo uznaję sprawę za niebyłą„.

Co powinienem był zrobić?

Powiedzieć sobie „pieprzę to, nie jadę„. Trzeba mieć trochę honoru, a klienta nauczyć kultury. Przecież to niepoważne dzwonić, wszczynać alarm, nie mówić o co chodzi, tylko kazać przyjechać. A jeśli człowiek pojedzie i się z klientem rozminie? A jeśli nie zabierze jakichś plików, a okażą się one potrzebne? Do przyjazdu trzeba być przecież przygotowanym, żeby nie jechać dwa razy. A jak się przygotować jak nie wiadomo o co chodzi w tym „na gwałt”?

To nie takie proste

Niestawienie się jest zlekceważeniem klienta. Niestawienie się teraz, za godzinę, jutro o 8:00, tylko dlatego, że nie znam powodu wizyty nie zwolni mnie od odpowiedzialności. I tak będę musiał się stawić, po co to odkładać, żyjąc w niepewności tego, o co chodzi? To sprowadzi na mnie nic innego jak tylko kolejne problemy, pretensje itd.

Co kryło się najczęściej pod tym naburmuszonym i rozkazującym tonem?

Jakaś pchełka! Sytuacje, które można zobrazować przykładem: Klient postury Pudzianowskiego wskoczył na biurko ze strachu przed szarą myszką, która biega po biurze. I mi krzyczy o pomoc.

Co człowiek myślał w drodze do wezwania?

W głowie plotły mu się rozmaite filmy grozy. Snuł on najgorsze scenariusze, do których nie był w stanie dialogów podpisać, jak do filmów porno.

Przeważnie wydawało mu się, że musi być to coś zupełnie innego, coś dużo bardziej poważnego, niż to co dla klienta robił, bo tam teoretycznie nie mogło się stać nic na tyle poważnego, by musieć wysłuchiwać tak tajemniczego i sprytnie uciętego monologu.

II. Wywołanie poczucia życiowej szansy

Jedyna w swoim rodzaju szansa, szansa co wymaga natychmiastowej decyzji. Klasyka gatunku! „NIE NA TELEFON!„. Słuchawką boom!

I teraz tak. W głowie powstała zachęta. Zignorować? A jeśli faktycznie jest to coś niepowtarzalnego, obiecującego, rokującego? Zignoruję i potem w mordę będę sobie pluł do końca życia, bo przegapiłem taką szansę.

Co Ci ludzie mają tak nasrane pod kątem tajemniczości, nie jestem tego w stanie pojąć. To jakaś gra wstępna?

Gdybym nie zażył kilku serii wizyt po tego typu telefonach, pewnie myślałbym, że przekazanie mi w całości przez telefon informacji, podczas jednej rozmowy, o jedynej w swoim rodzaju okazji mogłoby mnie zabić.

Co najczęściej się jednak okazywało? Że ta jedyna i niepowtarzalna w swoim rodzaju szansa, była sposobem na wywabienie lisa z nory. Zwyczajny pretekst do porozmawiania o czymś dla rozmówcy ważnym, udzielenia mu porady np. przy zakupie czegoś, a sama szansa kurczyła się do rozmiaru mało istotnej wzmianki. Stawała się czymś „na wypadek gdyby, to czy się na to będziesz pisać, bo nie wiem co komuś tam przekazać, czy zaklepać to dla ciebie?„.

A jak ja mogłem się zdeklarować, że się czegoś podejmę, skoro nie poznałem ani przybliżonych terminów, ani przedmiotu tej „życiowej szansy”?

III. Wnioski z tej wioski

Z powyższego tekstu wynika, że pod płaszczykiem stwierdzenia „rozmowa nie na telefon” ukrywają się treści typu:

1. Aby skutecznie go wywabić należy zarzucić przepyszną przynętę.

2.  Trzeba zbudować powagę sytuacji, bo do błahostek, duperelek dupska nie ruszy (nie podjedzie).

3. Nie można stworzyć sztucznego problemu i opisać go telefonicznie, bo zada zestaw pytań, którym mnie zdemaskuje. Nie ściemnię mu, że coś nie tak ze stroną, bo powie, że zaraz zerknie i jakby co, to usterki z poziomu własnego biurka się pozbędzie. A mi jest potrzebny tu i teraz, w zupełnie innej, nie wiążącej nas sprawie. Wiem, że nie ma obowiązku się ruszyć z miejsca, że zdecydowanie mi odmówi, więc nie mówię o co chodzi, buduję dramaturgię sytuacji, tak by myślał, że dotyczy spraw nas wiążących.

Te dwa rodzaje przynęt, przynęta istniejącej grozy i ciążącej odpowiedzialności oraz przynęta niepowtarzalnej szansy mają pomóc w tym, żeby nas wywabić i schwytać (często) do zupełnie innych celów, tam, gdzie mamy prawo wyraźnej odmowy. Nam łatwiej by było dokonać odmowy podczas rzeczowej i jasnej rozmowy telefonicznej, trudniej, jeśli się już straciło czas na dojazd, jest się na miejscu, gdzie robi się wszystko, aby otoczka mająca nas do czegoś skłonić, była poprzez lizusostwo sprzyjająca.

Bądźmy szczerzy. O awariach klienci będą mówili przez telefon wprost, jeśli tylko współpraca jest w toku, albo, jeśli daliśmy gwarancję niesienia supportu.

Gorzej z szansami, obiecankami, z których próbuje się robić niespodzianki, i do których się leci w podskokach.

Najgorsze w tym wszystkim jest jednak to, że nigdy nie możemy mieć pewności, z tym jak to się sprawy rzeczywiście mają. Nie możemy być przekonani, że dany sygnał można zlekceważyć, bo problem może być np. dyskretny. Z niepowtarzalną szansą, którą zignorujemy też może być przecież różnie, a to od spotkania uzależnia się przekazanie nam tej wspaniałej wieści. Nawet, jeśli szansa jest wytworem wybujałej wyobraźni, a nie pojedziemy tego sprawdzić, to nadal nasz tajemniczy rozmówca może bawić się w dziecinadę „szkoda, że nie skorzystałeś z tej szansy, no trudno, nie powiem ci o co chodziło, żebyś się nie wkurzał„.

I taka to robota. Zabawa w podchody.

About the author